Wyruszyłem tuż przed zmierzchem. Na niebie sunęły szarogranatowe chmury, ale ja nie zabrałem ze sobą przeciwdeszczówki – telefon podpowiadał, że deszcz będzie padał dopiero jutro (o, ja naiwny!). Mniej więcej w połowie trasy, łańcuch zaczął cichutko ćwierkać. Zaskoczyło mnie to trochę – wydawało mi się, że jest wystarczająco nasmarowany jak na "pięćdziesiątkę'.
Na szczęście niedaleko od mojej trasy, znajdowała się filia znanego supermarketu rowerowego – kupiłem olej i... wkrótce potem, nastąpiła przyjemna cisza. Już kiedy kończyłem smarowanie solitera, widziałem, jak pojedyncze krople deszczu zaczynają znaczyć ciemnymi cętkami trotuar. Ruszyłem na północ, w kierunku ciemnej otchłani. W miarę ubywania kilometrów do celu, przybywało kropel deszczu, aż zacząłem żałować, że nie zabrałem nieprzemakalnej kurtki i legginsów.
Mając w pamięci znane powiedzenie "co się wysuszy, to się wykruszy" – mimo solidnego deszczu śpieszyłem załatwić sprawę. Mniej więcej pół godziny przed metą, deszcz prawie przestał padać – softszelowa kurtka dała jednak radę. Zdążyłem, odebrałem i udałem się do punktu, gdzie można było wejść na pokład "żelaznego konia". I to by było na tyle :)
W drodze po zakupy, zorientowałem cię, że lampka tylna "lata" luzem na sztycy. Okazało się, że spod opaski wysunęły się oryginalne gumki. Szukanie gumek zajęło trochę czasu ale znalazłem obydwie. Szkoda, że nie mogę sobie przypomnieć, gdzie je schowałem...
Dzisiaj było przyjemnie rześko. Lubię jak jest rześko i biało. Co prawda białe były tylko chodniki i trawniki – jezdnie były czarne. Lubię czarne jezdnie. ;) Rowerzystów na drodze było mało, ale za to spotkałem dwóch ciekawych. Pierwszy jechał na "elektryku" z pomarańczowym pudłem z żywnością na plecach – kiedy ruszałem leniwie spod świateł – "hybryda" wyprzedziła mnie. Po chwili ja wyprzedziłem "hybrydę" – zwolniła i psuła mi rytm jazdy. :) Drugi to był naprawdę odjechany koleś. Pedałował na jakimś "góralskim rowerze", miał plecak z żółtym pokrowcem i... podwiniętą do kolana prawą nogawkę spodni. Nie jestem zmarzlakiem, ale goła łyda przy minus 10 Celsjusza nie wygląda normalnie. :)